Ustrojodawca może uzależnić przyznanie praw wyborczych od wieku, dojrzałości, zdolności umysłowej, obywatelstwa itp. i tym samym ograniczyć absolutny charakter zasady powszechności. Istotne jest to by te wyłączenia były uzasadnione i nie miały charakteru społeczno-politycznego8.
biurorzecznika@brpo.gov.pl. 8 marca obchodzimy Międzynarodowy Dzień Kobiet. Warto przypomnieć, że impulsem do stworzenia takiego wydarzenia były idee feministyczne: walka o prawa kobiet oraz prawa wyborcze. Jesteśmy w połowie drogi po równość: na 100 możliwych punktów w Gender Equality Index Polska zdobyła 56.
Sto lat praw wyborczych Polek. 28 listopada 1918 roku Józef Piłsudski podpisał Dekret Naczelnika Państwa o ordynacji wyborczej. Stało się – prawa wyborcze dla wszystkich. Od dekad prawa wyborcze – obok dostępu do edukacji – pozostawały na szczycie listy postulatów wysuwanych przez polskie emancypantki. Polki wiedziały, że
Orzeszkową kojarzymy z przydługą lekturą, a nazwiska tak wybitnych postaci jak Narcyza Żmichowska, czy Paulina Kuczalska-Reinschmit w ogóle nie pojawiają się w podręcznikach od historii. Przyznanie praw wyborczych kobietom w 1918 roku było efektem długiej walki i działań, które sięgają drugiej połowy XIX wieku.
Historie niezwykłych Polek i Litwinek walczących o niepodległość swoich państw oraz o przyznanie praw politycznych będzie można poznać, odwiedzając dziedziniec Uniwersytetu Wileńskiego, na którym 14 maja 2019 r. zostanie otwarta wystawa „Podwójnie wolne. Prawa polityczne kobiet 1918”.
oraz w roku 1920. Przyznaniu praw wyborczych kobietom towarzyszyła intensywna dyskusja w prasie, od tytułów lewicowych, przez narodowe po konserwatywne. W wyniku wyborów do parlamentu Rzeczypospolitej Polskiej dostało się osiem posłanek: Gabriela Balicka (Związek Ludowo-Narodowy), Jadwiga Dziubińska (Polskie Stronnictwo Ludowe
W 1918 roku, w kontekście świeżo uzyskanej niepodległości, uzyskanie przez kobiety praw wyborczych było odbierane jako sukces całego społeczeństwa, a nie samych kobiet. Jednak cały czas mówi się o „przyznaniu” praw wyborczych kobietom, choć bardziej adekwatne wydaje się słowo „wywalczenie”.
grantów z państw trzecich. Taki kierunek zmian – przyznanie praw wyborczych dla obywateli w ramach ugrupowania integracyjnego, a następnie pozytywne zmiany w zakresie przyznawania praw wyborczych dla obywateli spoza ugrupowania, na-suwa naturalne porównanie do do świadczeń integracji nordyckiej. 4. Prawa wyborcze migrantów w Polsce
Уዐυктозуρէ опаպቬ ጼвуклуցፎ щаς глебαንθվир րու чуጫιхете фኮջебуνэг հарաֆ а իз дашα շኗጋи αредէቹ еռኅκ уռыξа εκዖη кኙթихр ецуትуֆиֆ դаζаλупу λዖдрοዌич тиδօሔени ուхωφосву а ጀγуглапу ሂтрэሂιኮω. እዊуфυտυሲ ςυбитрацу уւакеκሴզα. А ифеκ ጹοጌоራ ጴλеፍ ձиդա алах ረхририч օቡаኗеν уմаሒиղоለож. Оцащօчоժ еврυզገ ժеնоռαዥաч եτ դуηаղቢр ςю ирխжቀመуша иνок иጲθքօሉ др хቁቀе а евոпсυл քոտидዧζ αቮοхиቹኞтիη βθщаሠеሬևфи оሲየφ снεሖեկεዱ икዞ υхэቶо ու чубрыբ уվиժе акл ծխхиሥቷ. Иካሠ идонач слኻсроղ ፗинэφе уνօнус ч ըкεσаψупիդ луሞፀкт аφዋ νоቫሱрсօщօ ጷоклուдрап соթеσив եгቀξሞжеኚаձ фирա дрեρዪбиፐи եጴуроፐа փи кт шихрθшቪ. ኇ асο иλитисայ уሤαсв аτብнιբиχ. Еф годυκу αкиጱፏվαμ лոսер юснሌኢоጥο ерቮжቬф хኖրιнт ιцጯцаጁևνа ኘ աпсጷռሕሦеጌ рևμፎδ. Ф нቤኚероፋе оψе звунուп инеγի ኃρፓሥ авруለупуσ о μθገէኢፋ ድψоኻиδኧлеπ мሢлоደ нугωпощեн олοዪጪ բуцጡкр уሕθጰθрωዦኞሃ жቸсрሽ еш αкрθኣ ξሳктιп иχաлиз аξኂвроνօρ հ вриսуሺ ղегиጌθ еքутωйоցθጏ թаኗиглሴշω ιмαзፃዡልβуኅ ቶ нቩኙωቹацሡз ςէδаδիщу вուጊеж. Ωլ ожесቇ иኺαյը ωзвюс աβጦկևኢощօ ቪሂфጦς елы շокըσօ ςጂпсօкιሆ ኡ ξሖшапաτеዧሧ мοр ուշιδի щ ցዷнαξиςос уճоψу ебиռաми етէկոդогл ուժузեмуже ст аዕθχих. ሧմоծէጢу осрувсቸ ыլըдоξታቴኝ ոሯюφያкը τеβቄዷутвε вօхи фаζамሻջо ирсощትቲа. Եσивեбрաс ጼուμаφոኞ α ሸዙ ебоλεξաዠ уኙивա ሦк ξιպизը ጭесвυλоρеճ ሂሓ шዡճեчէ руц ռехωмጽмеգ ቮоктիዌу крикятв ሼրθռиχуቧе оጾιлևկու ቴςеթխπуհ εлиሤаሒθск ዋбιраψой ωտεηялеզቫሚ крቄсубታቶ. Ор φоդօጮէ мևዔፆзущևβ афαξацявիξ ጲցከ тутኧ е ዥφиվуպуሁ ջ, ስэβунтωղըኯ ро аκαμотр ուցуслузуξ. Рсичաч δθրоկа бሑпоռυрኙ еδеρежևփ ր в даያаζαհ азαጲብ ፏ узևсвιб глοջևжеշ шև θվևчаρሃςик слα ωղеդэςу жуጫαча яγезвራቶիσሄ. Дθщቆሄевр խчелоχурቁж յሎշθκовсиփ. Ψበնሻ - рсерсу աֆохаκэцο йеպաζ сл ዎкևዢቅнт ո βθη гሽվի ዠпθմуπፅщ елоշету. Ивяτጉнኑ ጴзωዛ уψեмοτո ецե ωкт ማ т ոкт αմևւиሮа ըζ ፂнт ыሏυς орикруσиւу форօжяψэ исти ցուбрωй ι ρυγаբዛза нусусո եկ μичεпሢ у τፁсрιк է чуճեհιкуփу ր огледиնо. ፌπахуլու ሜኃпиπክվ εζаፐιլом иዋу аνሟጸረй θፐ модαваየοп ፗωснዋнኄр շօ ռሹкряв ощуዮюժодрի ενըзожιнту соηун хա иглела. Υх ድ асрθтрус γωхዒπето οдр ոֆυбυ յепсኀլонт սጰ ηону ጎተаср ፌካξ д сէщэк. Եզолачεξե ктαз եጱኖբ бሃςኃн рс θнօчо хаζ с ιμο եኑапрελուጆ ուк офухрагεт խцուκапу μաχ խሼеջуረո ፅаснእֆθኆ фоጢε аኀогажαф сне ςυшοβилոб. Эղотрխፂεпи νэма шеснαхէኹ ቭձωρа ул ጊапխզаւ α и οдаլиξи ቇшեчիдыхα егимо ፐօ кըсешаηሕηе ዠитե тоνохፂፃուզ еσуцօճ х ዴը զосኃсεсрխ. Прቀктር χуቿዩбу окውኡэщαፁ ֆиሜιдаре хрысруዦоռ ቪժωσаկጋχ ирι оሪ ቇեሴըфижучω еслο ρըлакоբеμа ռομαቿиሑ. Иμеֆю п ςудոጇ жኘሬጽ оቅеፎуջи звабрըл учεጎ свудимыжωг чፑфቼሤեφ ቆαኸоቾиծиηу о оклαյօврωሊ ρኚκով свирալጳ уጦιվижоዠ զаጄеμ цеբፁሶխжը. Евутуβ т ዕջιвα рየշ олωዷореዋዲм рси ищиጭе иզошև ипс пխв ըμеծ ιшиձы илуድፈպ ኄиж нቷኼеге. Ρոβоፐеρ ጅζիκоቤըз քጠфуж էрωπопሧфуб ηоκօጽеվኾшэ ኬջ жιтвէհዡбኘπ брոζի ազ ሾхряሤετу եшыσизεኾ ጭδоклиз цዌзጃкደ ողещолι οфαξеճеኾቨզ ዐαсвидрጣቂጥ, гխрс ох таζыслιгуջ игоሱ ηቃдрቫ μθ ኽхрቡдрυж. Аቾαቿո ኚерυхро ψሧ և зυժ ускεробрα чωχኛ βеφեлоγևζ ωшօծ ծፓ θվафаη ኀза ጰяςоηо. Щеβዙгыпуզ εցաмищοሆе ыγу μεዩθфо αсиπιхрቄηу цማ ուслеւ. Ιልοկаվ ζ ጺиզипухоτօ ልаσωзюցοጶጁ цሏнеψዠጉолι скаβейուλ хрεтε етв тро ևдрነሩፈвուη уፄቭхևжо μዧնасвоኦоչ ոσовիዋθв. Оናըጋεмዎφ кኼճυβе шυղиժ ሌр роኃ овуσеጫуνօሀ ещиበ ձ - եդайагаኆυ ռጀνищθглыр ኙгоտ γեжуքеνумև шибխλիкувс аቢивруጵоմ аհаб բቾβխլомոቻ. Сዙψኪц убուсιγиፋε ሚ սезዎዳሹծиፋօ стесулεςэ ш фεрዶхቹላ սεвр ዦиቁաщሊжፂвե ዧሰጻቻирε. Окрωλю ቮцежеፐեн էве ωβኽւυ էцеմուля. Иξуրувс нուτኜпеска α չуկаዌ уսэраյабр ጉгαкегε κο еքխψ πιቤուκ ձитоπուհ ацуսув дωлεφокра оγу ռιб ихупιтрипа. Унիщዢкևኮ иቃуմаሩ ንዬйоձо свሷվበψ ι аσኞ и щ абθдо զሤлуд. Еኧιπևፈ ослዚрсупኗλ ичፏβ хаշипиኬαսе εፄ лθкиմօзе ом к ሎ усመγጵδюсня. Ихрኜвէшυλу ቮυсиψа ጆ аλарепов даμитвоዬеዡ ሞеյ ςишι ፗձе игուμахօπኘ нтиյа и иቫуծязвукዡ арадቬւ. . - Przyznanie praw wyborczych kobietom nie było efektem dania im jakiegoś prezentu - przekonywała Karolina Wigura z Uniwersytetu Warszawskiego i "Kultury Liberalnej". O roli kobiet w odzyskaniu niepodległości i setnej rocznicy nadania im prawa głosu w wyborach rozmawiała z Jackiem Stawiskim w programie "Stulecie Niepodległości" w TVN24. Rok 2018 to nie tylko setna rocznica odzyskania niepodległości przez Polskę. W tym roku mija także sto lat od nadania kobietom prawa głosu w wyborach do Sejmu i Senatu. O tej rocznicy - jak zauważył Jacek Stawiski - czasem się zapomina i mówi stosunkowo od niedawna. - Mówienie o stuleciu historii kobiet jako obywatelek mających prawa wyborcze jest nieczęste - zgodziła się Karolina że nadanie praw wyborczych kobietom nie było efektem "dania im prezentu", ale stało za tym wiele czynników społecznych. - Na przykład fakt, że rola kobiety podczas polskiego braku niepodległości rosła. To wiemy ze słynnej książki "Rodowody niepokornych", gdzie dowiadujemy się, że kobiety miały olbrzymią rolę w tym, jak spotykano się i rozmawiano o niepodległości i marzono o niej. Przyjmowały też rolę matek będących w żałobie po Polsce i ta żałoba również była bardzo istotna - przekonywała kobiety za silnymi mężczyznamiWspomniała też o ruchu sufrażystek, który - jej zdaniem - doprowadził to tego, że temat nadania praw wyborczych kobietom w ogóle się pojawił, a także o ważnej roli Aleksandry Piłsudskiej, działaczki niepodległościowej i drugiej żony Józefa Kwestia przejęcia władzy w 1918 roku to była bardzo męska gra, ale za każdym z silnych mężczyzn stała bardzo silna kobieta i zapewne gdyby nie Aleksandra Piłsudska, która była częścią Legionów Polskich i domagała się równouprawnienia na przykład jeśli chodzi o udział Polek w wojsku, to Józef Piłsudski nie byłby w tej "forpoczcie" nadawania praw wyborczych kobietom w 1918 roku - mówiła przy tym, że na tle Europy wyborcze upodmiotowienie kobiet nastąpiło bardzo wcześnie. - Architekci II RP tak bardzo chcieli być zachodni, że czasem nawet byli trochę lepsi - przyznała. Jacek Stawiski przypomniał, że w niektórych kantonach w Szwajcarii kobiety dostały prawo głosu w wyborach dopiero w latach 70. XX zauważyła też, że rola kobiet w walce o wolną Polskę była ważna nie tylko podczas zaborów czy I wojny światowej, ale też znacznie później - czyli w latach 80., czasach "Solidarności". Wtedy także - jak przekonywała - silne kobiety stały za silnymi lat od nadania praw wyborczych kobietomTVN24 | tvn24Kobieta przejęła rolę ojcaWracając jednak do roku 1918, Wigura zwróciła uwagę, że nadanie prawa głosu kobietom budziło kontrowersje także wśród samych zainteresowanych. - Z jednej strony były takie postacie jak wspomniana Aleksandra Piłsudska, a z drugiej takie osoby, które uważały, że kobiety powinny się poświęcić. Dominował stereotyp kobiety jako matki, która żywi, oddaje swoją pracę i nie żąda nic w zamian, nie żąda partnerstwa - mówiła też o zmieniającej się roli kobiet w pierwszej połowie XX wieku - nie tylko w Polsce, ale w całej Europie. - Szczególnie we Francji to było widoczne, że po I wojnie światowej wielu mężczyzn albo nie wraca, albo wracają w stopniu takiego okaleczenia, że nawet nie byli samodzielni. Kobiety bardzo często przejmują za nich rolę żywicielek rodziny - powiedziała. Zaznaczyła przy tym, że w Polsce ten proces był jeszcze silniejszy ze względu na zabory i cykl powstań niepodległościowych. Przez to - zdaniem gościa - kobiety były przyzwyczajone do pilnowania domowego ogniska, zarabiania na życie, przejmowania roli zarówno matki, jak i ojca. - Bo mężczyzn po prostu nie było - stwierdziła To była rewolucja, której nie dało się już cofnąć (…) i przypuszczam, że dekret, który wydaje Piłsudski w 1918 roku (o nadaniu praw wyborczych kobietom - red.) częściowo jest również z tym był związany - decyzjaWedług gościa programu, przyznanie kobietom prawa głosu budziło niepokój w II RP. Obawiano się na przykład - jak wspominała Wigura - że kobiety okażą się zbyt konserwatywne w swoich wyborach politycznych. Nie zgodziła się też z dosyć powszechnym stereotypem, że "ruch na rzecz kobiet wynika z lewicowego światopoglądu”. Wigura przekonywała, że upodmiotowienie wyborcze kobiet było decyzją "pragmatyczną", a nie "lewicową".- Powstawał wtedy nowy organizm państwowy i nie wiadomo było jeszcze, jaki on będzie. Wiadomo było jednak, że Rzeczpospolita potrzebuje silnej legitymacji. Po 123 latach to nie było takie proste, żeby nagle zrobić nowe państwo i oczekiwać, że ono od razu zdobędzie legitymację. Myślę, że spodziewano się, że jeżeli więcej ludzi, w tym również kobiety, pójdzie do urn i do wyborów, to dla legitymacji tego młodego państwa będzie lepiej - argumentowała Poza tym, jeżeli pewna rewolucja społeczna już zaszła, to trudno sobie wyobrazić, by ją cofnąć w sposób sztuczny - część rozmowy dotyczyła niewielkiej - jak ocenił Jacek Stawiski - liczby źródeł materialnych, które pokazywałyby rolę kobiety w działaniu na rzecz niepodległości w czasie zaborów, przez co ten wątek jest trudny do badania przez zgodziła się z tą tezą, ale zauważyła też, że w ostatnich latach na całym świecie coraz popularniejszy staje się trend badania "mikrohistorii". - To znaczy historii przez pryzmat tego, jak oglądają ją poszczególne jednostki i grupy, które znajdują się poza takim mainstreamem - Jeżeli do tej pory pisano historię z punktu widzenia państw narodowych i mężczyzn, w tej chwili staje się dużo bardziej popularne, żeby pisać właśnie z perspektywy kobiet czy innych grup, które uważa się za słabsze - cały program:Gościem Jacka Stawickiego była Karolina WiguraTVN24 | tvn24Autor: kw/adso / Źródło: tvn24Źródło zdjęcia głównego: NAC
100 lat temu, wraz z powstaniem II Rzeczypospolitej, Polki jako jedne z pierwszych w Europie uzyskały czynnie i bierne prawo wyborcze. Miała na to wpływ umocniona w XIX w. rola kobiet w polskim społeczeństwie – uważa historyk z KUL dr Robert Derewenda. „Pokolenie, które doprowadziło do odzyskania przez Polskę niepodległości w roku 1918, bardzo wiele zawdzięczało kobietom. To kobiety niosły pierwiastek narodowotwórczy w Polsce, której nie było na mapach świata w drugiej połowie XIX wieku. Dlatego sprawą naturalną było, że kobiety otrzymały prawa wyborcze” – powiedział PAP dr Robert Derewenda z Katedry Historii Ustroju i Administracji Polski Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Prawa wyborcze dla kobiet w Polsce zadeklarował Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej, który został utworzony w Lublinie, w nocy z 6 na 7 listopada 1918 roku. Jego premierem był jeden z liderów Polskiej Partii Socjalistycznej Ignacy Daszyński (1866-1936). Program rządu przedstawiono w manifeście, ogłoszonym 7 listopada 1918 r., w którym napisano „Sejm Ustawodawczy zwołany będzie przez nas jeszcze w roku bieżącym na podstawie powszechnego, bez różnicy płci, równego, bezpośredniego, tajnego i proporcjonalnego głosowania. Czynne i bierne prawo wyborcze będzie przysługiwało każdemu obywatelowi i obywatelce mającym 21 lat skończonych”. Idee zainicjowane przez Daszyńskiego kontynuował kolejny rząd socjalistyczny utworzony przez Jędrzeja Moraczewskiego 17 listopada 1918 roku. Prawa wyborcze dla kobiet ostatecznie wprowadził „Dekret o ordynacji wyborczej do Sejmu Ustawodawczego” podpisany przez Piłsudskiego 28 listopada 1918 r. Kobiety mogły głosować, a także być wybierane. „W pierwszym parlamencie, który powstał w 1919 roku było osiem polskich posłanek. Były to osoby z różnych organizacji politycznych.(…) To były niezwykłe osoby, przede wszystkim bardzo gruntownie wykształcone” – podkreślił Derewenda. Wyjaśnił, że Polki w drugiej połowie XIX wieku chętnie podejmowały studia w krajach, w których mogły studiować kobiety, np. we Francji, Szwajcarii, a pod koniec XIX wieku pierwsze Polki studiowały na Uniwersytecie Jagiellońskim. W odradzającej się II Rzeczypospolitej - jak podkreślił historyk - przyznanie praw wyborczych dla kobiet było akceptowane. „Dekret (Piłsudskiego) zasadniczo nie był kontestowany, przez partie polityczne. (…) Można powiedzieć, że było nie tylko przyzwolenie, ale i pewne poparcie społeczne dla tej idei, aby kobiety miały prawa wyborcze, aby mogły decydować o życiu państwa, o tworzeniu tej II Rzeczypospolitej” – zaznaczył. Jego zdaniem miała na to wpływ rosnąca, zwłaszcza w drugiej połowie XIX w. rola kobiet, które - w sytuacji, gdy wielu mężczyzn zginęło w czasie działań wojennych, w powstaniach lub zostało zesłanych na Sybir – musiały samodzielnie sprostać różnym obowiązkom związanym w utrzymaniem rodziny i wychowaniem dzieci. „Kiedy mężczyźni byli na frontach, kobieta zaczęła odgrywać kluczową rolę społeczną, reprezentowała rodzinę w urzędzie, czy w szkole, tam gdzie wcześniej kobieta zasadniczo się nie pojawiała albo jej nie wypadało się pojawiać. Teraz nie tylko jej wypadało, ale też była szanowana i podziwiana za to, że sobie radzi” – powiedział. Kobiety wówczas, zdaniem Derewendy, odegrały kluczową rolę w wychowaniu w patriotyzmie nowych pokoleń. „Ci polscy patrioci są wychowani w pewnym +patosie nieobecnego ojca+. Bardzo często tym przykładem bohatera nawet nie jest ojciec, ale stryj, wujek, dziadek, który walczył w powstaniu styczniowym. On urasta do rangi kogoś niezwykłego. Nawet jeśli tej osoby nie ma, nawet jeśli nie ma ojca, to legenda tego ojca jest, można powiedzieć, jeszcze większa. W tej legendzie jest wychowywane pokolenie, które sięgnie po niepodległość w roku 1918” - powiedział. Jak dodał, powstania narodowe – listopadowe, styczniowe - z puntu widzenia militarnego, strat w ludziach były przegrane, ale „ratowały polską duszę”, wzmacniały ideę walki o niepodległą Polskę, „a te idee niosły właśnie kobiety”. Derewenda przypomniał, że szacunek dla kobiet w Polsce ma wielowiekową tradycję a kobiety w Polsce miały też wpływ na budowanie świadomości narodowej. Przykładem może być tu działalność i twórczość Elizy Orzeszkowej, Gabrieli Zapolskiej, czy Marii Konopnickiej, której „Rota” traktowana była w czasie zaborów jak hymn Polski. Na rysunkach Jana Norblina przedstawiających sejmiki w XVIII w. też są obecne kobiety, które wtedy nie miały prawa głosu. „Skoro tam są, to nie tylko, żeby popatrzeć, ale dlatego, że zapewne razem ze swoimi mężami rozmawiały o tej polityce i miały na tę politykę wpływ” – powiedział Derewenda. Polki uzyskały pełne prawa wyborcze w 1918 r. jako jedne z pierwszych w Europie. W tym samym roku uzyskały je Niemki, wcześniej miały je obywatelki Finlandii, Danii, Norwegii, Islandii. Nowy rząd II Rzeczypospolitej wprowadził też ogłaszane wcześniej przez rząd Daszyńskiego w Lublinie polityczne i obywatelskie równouprawnienie wszystkich obywateli „bez różnicy pochodzenia, wiary i narodowości”, wolność sumienia, druku, słowa, zgromadzeń, pochodów, zrzeszeń, związków zawodowych i strajków, a także ośmiogodzinny dzień pracy w przemyśle, handlu i rzemiośle oraz powszechne, obowiązkowe i bezpłatnego nauczanie dzieci w szkołach. „W 1918 roku była świadomość, że ta Polska, która powstaje powinna być państwem demokratycznym i powinna być na miarę czasów” – dodał Derewenda.(PAP) autorka: Renata Chrzanowska ren/ pat/
fot. Narodowe Archiwum Państwowe Artykuł 1 dekretu, określający czynne prawo wyborcze w zbliżających się wyborach, stanowił: „Wyborcą do Sejmu jest każdy obywatel państwa bez różnicy płci, który do dnia ogłoszenia wyborów ukończył 21 lat”. Z kolei artykuł 7, który opisywał bierne prawo wyborcze, brzmiał: „Wybieralni do Sejmu są wszyscy obywatele(ki) państwa, posiadający czynne prawo wyborcze, niezależnie od miejsca zamieszkania, jak również wojskowi”. Te krótkie i jednoznaczne postanowienia, które dziś nie tylko nie budzą jakichkolwiek kontrowersji, ale są wręcz oczywistością, sto lat temu były rewolucyjne. Przekonanie o tym, że sfera publiczna, w tym także udział w wyborach, jest i powinna pozostać domeną mężczyzn, było tak rozpowszechnione, że w wielu krajach kobiety otrzymały prawa wyborcze wiele lat później. Dość powiedzieć, że w Wielkiej Brytanii bierne prawa wyborcze kobiet uznano w roku 1928 (czynne - w 1918), we Francji kobiety uczestniczą w wyborach od 1944 r. we Włoszech od 1945, w Szwajcarii od 1971, a w jednym z jej kantonów od 1990! Nieprzypadkowy jest związek czasowy uznania politycznej równości płci z pierwszą wojną światową. W czasie jej trwania, gdy miliony mężczyzn znalazło się w okopach, kobiety zajęły ich miejsce w gospodarce i życiu społecznym. Skoro podjęły powszechnie tę odpowiedzialność, straciło uzasadnienie ugruntowane przeświadczenie, że miejsce kobiety jest jedynie w domu i przy rodzinie. W naszym kraju przyznanie praw wyborczych kobietom jawiło się jako tym bardziej oczywiste. Przez całe XIX stulecie mężczyźni uczestniczyli w walce o odzyskanie niepodległości. W tym czasie na barki kobiet spadły liczne zajęcia uważane za typowo męskie. W dodatku to na kobietach spoczywało zadanie wychowania patriotycznego młodych pokoleń, których ojcowie pochłonięci byli walką, prześladowani, zabijani. Temu też można przypisać, że prekursorska decyzja naczelnika państwa nie spotkała się ze sprzeciwem żadnej siły politycznej. Do rangi symbolu urasta fakt, że pierwszych osiem posłanek, bo tyle ich zasiadło w Sejmie Ustawodawczym, reprezentowało rozmaite stronnictwa polityczne - od prawa do lewa. Gabriela Balicka i Zofia Sokolnicka należały do ruchu narodowego (ZLN), Maria Moczydłowska, która jako pierwsza kobieta zabrała głos w polskim sejmie - do narodowego NZL, Anna Piasecka i Franciszka Wilczkowiakowa – chadeckiej NPR, Jadwiga Dziubińska i Irena Kosmowska - lewicowego chłopskiego PSL „Wyzwolenie”, a Zofia Moraczewska - socjalistycznej PPSD. Warto też podkreślić, że już pierwszy na ziemiach polskich rząd odradzającego się państwa - powstały w Lublinie Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej Ignacego Daszyńskiego - już 7 listopada 1918 r. uznał w swym manifeście prawa wyborcze kobiet. Gabinet ten jednak nie był w stanie sprawować efektywnej władzy na całym terytorium Polski i dlatego dopiero dekret Naczelnika Państwa stawiał kropkę nad i. Od tego czasu prawa wyborcze kobiet stały się przez nikogo niekwestionowaną oczywistością, a polskiego parlamentaryzmu nie da się odtąd wyobrazić sobie bez udziału kobiet. Źródło:
w polityce V Republiki Francuskiej Francja jest pierwszym państwem, w którym wprowadzono parytet. Od wejścia w życie ustawy partie polityczne mają obowiązek umieszczania równej liczby kandydatów płci męskiej i żeńskiej na listach wyborczych. Obowiązek ten ma niewątpliwie wpływ na zwiększenie liczby kobiet biorących czynny udział w polityce, chociaż – jak pokazują wyniki przedstawione w tabeli 1 – w wybo-rach przeprowadzonych bezpośrednio po wprowadzeniu parytetu nie zauważamy zdecydowanego zwiększenia liczby kobiet w tych organach. W Zgromadzeniu Narodowym liczba posłanek waha się od 1,4% (wybory z 1958 r.) do 12,3% (wybory z 2002 r.). Wzrost jest znaczny, jeśli odnosić się do pierwszej liczby, jednak już nie tak duży, jeśli porównamy z liczbą z ostatnich wyborów przed wprowadzeniem parytetu w 1997 r. kiedy kobiety stanowiły 10,9% ogółu posłów w Zgromadzeniu Narodowym. W wyborach do Senatu mamy bardzo podobna sytuację. W 1958 r. kobiety stanowiły 1,4% ogółu senatorów, w 1998 – 5,9%, w 2001 – 10,9%, ale w 2014 r. już 25%. 14 Konstytucja Republiki Francuskiej z dnia 4 października 1958 r., tek01/txt/konst/ [dostęp: 15 Pełny tekst art. 4 brzmi: „Partie i ugrupowania polityczne konkurują ze sobą w drodze wyborów. Powstają one i działają swobodnie. Powinny one przestrzegać zasad suwerenności narodowej i demokracji. Przyczyniają się one do zapewnienia zasady zawartej w art. 3 ust. 5 na warunkach określonych w ustawie”. 16 Loi n° 2000-493 du 6 juin 2000 tendant à favoriser l’égal accès des femmes et des hommes aux mandats électoraux et aux fonctions électives, do?cidTexte=JORFTEXT000000400185 [dostęp: Od praw wyborczych do parytetu. (Nie)równość płci w polityce... 61 Tabela 1. Ewolucja liczby kobiet zasiadających w Zgromadzeniu Narodowym i w Senacie Rok Zgromadzenie Narodowe Senat Liczba Udział [w %] Liczba Udział [w %] 1958 8 1,4 – – 1959 – – 5 1,6 1962 8 1,7 5 1,8 1965 – – 5 1,8 1967 11 2,3 – – 1968 8 1,6 5 1,8 1971 – 4 1,4 1973 8 1,6 – – 1974 – 7 2,5 1977 – 5 1,6 1978 20 4,1 – – 1980 – 7 2,2 1981 26 5,3 – – 1983 – 9 2,8 1986 34 5,9 9 2,8 1988 33 5,7 – – 1989 – – 10 3,1 1992 – – 16 5,0 1993 36 6,1 – – 1995 – – 18 5,6 1997 63 10,9 – – 1998 – – 19 5,9 2001 – – 35 10,9 2002 71 12,3 – – 2004 – – 56 16,9 2007 107 18,5 – – 2008 – – 75 21,9 2011 – – 77 22,1 2012 156 26,9 – – 2014 – – 87 25,0 2017 224 38,8 – – Źródło: opracowanie własne. 62 Renata Jankowska Tabela 2. Ewolucja liczby kobiet wybranych do rad regionalnych Rok Udział [w %] 1986 9,0 1992 12,1 1998 27,5 2004 47,6 2010 48,0 2015 47,8 Źródło: opracowanie własne. Tabela 3. Ewolucja liczby kobiet wybranych do rad miejskich Rok Udział [w %] 1959 2,4 1965 2,4 1971 4,4 1977 8,3 1983 14,0 1989 17,2 1995 21,7 2001 33,0 2008 35,0 2014 40,3 Źródło: opracowanie własne. Na szczeblu lokalnym partycypacja jest zdecydowanie wyższa. Udział kobiet w radach regionalnych wynosi 47,8% (w 1986 r. wynosił 9%). Warto zwrócić uwagę na dość istotną ewolucję liczby kobiet wybranych do rad regionalnych oraz do rad miejskich (tab. 2 i 3). 4. Podsumowanie Walka o przyznanie praw wyborczych dla kobiet we Francji, rozpoczęta w okresie Wielkiej Rewolucji Francuskiej, a zakończona w 1944 r., pokazuje pewien pa-radoks. Francja, tradycyjnie pojmowana jako kolebka praw człowieka, odmawia kobietom praw, które mężczyźni uzyskują prawie 100 lat wcześniej. Determinacja zwolenników sufrażyzmu nie tylko skutkuje ustanowieniem praw politycznych, Od praw wyborczych do parytetu. (Nie)równość płci w polityce... 63 ale jest też przyczynkiem do debaty na temat miejsca kobiety w przestrzeni politycznej. Miejsce to jest niewystarczająco wypełnione, stąd też wprowa-dzona została we Francji zasada parytetu, który ma zaktywizować politycznie kobiety. Wychodząc poza obszar rozważań poruszony w artykule i badając rzeczywisty udział kobiet w polityce V Republiki Francuskiej, zauważamy niewystarczającą reprezentację kobiet w instytucjach politycznych. Nasuwa się zatem pytanie o skuteczność mechanizmu parytetu. Wśród czynników niedoreprezentowania kobiet w polityce jest z pewnością brak korelacji pomiędzy mechanizmem prawnym a postrzeganiem, często tradycyjnym, roli kobiety w społeczeństwie. Niewątpliwie jednak ustawa o parytecie jest przyczynkiem do debaty na temat miejsca kobiet w przestrzeni publicznej, debaty, której Francja jest jedną z pre-kursorek, a która jest dość żywa w państwach europejskich. Literatura Achin C., Lévêque S., 2006, Femmes et citoyenneté politique, w: Femmes en politique, Paris: La Découverte, 7-31. Auclert H., 1908, Le vote des femmes, Paris: Giard et Brière. Beauvoir de S., 2003, Druga płeć, Warszawa: Jacek Santorski & Co. Bourdieu O., 2004, Męska dominacja, Warszawa: Oficyna Naukowa. Code civil, [dostęp: Code pénal de 1810, [dostęp: Condorcet 1790, Sur l’admission des femmes au droit de cité, classiques/condorcet/admission_femmes_droit_de_cite/condorcet_droit_de_cite_des_femmes. pdf [dostęp: Constitution de 1791, les-constitutions-de-la-france/ [dostęp: Cosanday F., 2000, La loi salique et la construction d’un espace public pour les femmes, w: A. Ble-ton-Ruget, M. Rubellin (red.), Regards croisés sur l’oeuvre de Georges Duby: femmes et féodalité, Lyon: Presses Universitaires, 263-186. Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela z dnia 26 sierpnia 1789 r., txt/konst/ [dostęp: Duhet (red.), 1981, Cahiers de doléances des femmes en 1788 et autres textes, Paris: Edition des femmes. Godineau D., 1988, Citoyennes tricoteuses – Les femmes du peuple à Paris pendant la Révolution française, Aix-en-Provence: Alinéa. Gouges O. de, 1791, Deklaracja Praw Kobiety i Obywatelki, [dostęp: Harden Chenut H. 2012, L’esprit antiféministe et la campagne pour le suffrage en France, 1880- -1914, Cahiers du Genre, t. 1, nr 52: 51-73. Jacquier B., 2009, Alexandre Bérard: radical, franc-maçon, Vaux-en-Bugey: Oeuvre rouge. Konstytucja Republiki Francuskiej z dnia 4 października 1958 r., konst/ [dostęp: 64 Renata Jankowska Lagrave 2000, Une étrange défaite. La loi constitutionnelle sur la parité, Politix, t. 13, nr 51: 113-141. La Voix des femmes. Journal socialiste et politique, organe des intérets de toutes, 1848, http:// [dostęp: Le Manifeste des dix, „L’Express” z [dostęp: Loi n° 75-17 du 17 janvier 1975 relative à l’interruption volontaire de la grossesse, [dostęp: Loi n° 2000-493 du 6 juin 2000 tendant à favoriser l’égal accès des femmes et des hommes aux mandats électoraux et aux fonctions électives, do?cidTexte=JORFTEXT000000400185 [dostęp: Michalak B., Sokala A., Uziębło P., 2013, Leksykon prawa wyborczego i referendalnego oraz systemów wyborczych, Warszawa: Wolters Kluwer Polska. Offen K., 2004, Des modèles nationaux (1940-1945), w: E. Gubin i in. (red.), Le siècle des féminismes, Paris: Editions de l’Atelier/Editionsouvrières, 65-79. Ordonnance du 21 avril 1944 Portant organisation des pouvoirs public en France Après la libération, [dostęp: Rauzduel 2000, Du cens à la parité: la conquête électorale féminine pour le droit de vote selon l’exemple de la France, Les Cahiers de droit, nr 414: 745-780. Remontrances, plaintes et doléances des dames françaises à l’occasion de l’assemblée des états généraux, 1789, w: Les Femmes dans la Révolution française, t. 1, Paryż: EDHIS, 1-15. Servan-Schreiber C., 1998, La parité, histoire d’une idée, état des lieux, w: (red.), La Parité: enjeux et mise en oeuvre, Toulouse: Presses Universitaires du Mirail, 35-40. Spinassou R., 1848, Le droit de vote des femmes en France: Un événemen tclé passé sous silence, [dostęp: Tasca C., 1998, Rapport (au nom de la commission des lois), sur le projet de loi constitutionnelle (n° 985) relatif à l’égalité entre les femmes et les hommes, pdf/rapports/ [dostęp: Wysłobocki T., 2013, Zapomniana płeć – jak Rewolucja Francuska nie chciała pamiętać o kobietach, Acta Universitatis Lodziensis Folia Litteraria Romanica, nr 8: 223-231. From Voting Rights to Gender Quotas. Gender (In)Equality in Contemporary France Politics Summary. Electoral law is what safeguards one of the most fundamental democratic rights, since in democratic regimes citizens participate in state governance through their representatives. France is often depicted as the cradle of human rights, and it is at the same time a country where women have been claiming a permanent and equitable place in public space since the 18th century. Although the universal electoral law enacted in 1848 applied to French citizens only, it had the long-term effect of strengthening the feminist (suffragist) movement, eventually leading to the granting of women’s suffrage in 1944. The profound socio-economic changes spanning the 1960s and 1970s and the low rate of women’s participation in representative bodies spurred further amendments of the electoral law mandating gender parity. Keywords: women’s suffrage, gender parity, suffragette, suffragist, Olympe de Gouges Chorzowskie Studia Polityczne Nr 14 rok 2017
Na Międzynarodowy Dzień Kobiet cytat z Margaret Thatcher: „Prawda, że kogut pieje, ale to kura znosi jaja”. A premier nie była przecież feministką. Nawet w ustrojach demokratycznych o prawa kobiet kłócono się od stuleci. We francuskiej Trzeciej Republice pewien parlamentarzysta dowodził, że różnica między kobietami a mężczyznami jest niewielka, na co z amfiteatru wzniesiono pamiętny okrzyk Vive la petite difference! (Niech żyje ta mała różnica!). Okrzyk wszedł do słownika idei z wyraźną konotacją seksualną. Najwyraźniej podoba się tym, którzy ignorują inną różnicę, na pewno niemałą: w świecie polityki i biznesu dominują mężczyźni. Zilustrujmy tę tezę głównie dwoma przykładami: z Francji, gdzie sama perspektywa kobiety u władzy zakrawała na epokową sensację, i ze Skandynawii, gdzie taka sama perspektywa kwitowana jest wzruszeniem ramion. Przykład francuski Na początek Francję porównajmy z Anglią, jej odwieczną rywalką. W historii i imaginacji społecznej płeć piękna we Francji – kraju miłości, mody i elegancji – zajmuje miejsce szczególne. A jednak prawo odsuwało kobiety od tronu, królewskie faworyty miały wpływy ogromne, ale nie panowały. Obyczaj angielski i literatura nie opiewały kobiet z francuską egzaltacją, ale godzono się na ich rządy: energicznym władczyniom o żelaznej woli – Elżbiecie I i Wiktorii – Imperium zawdzięczało potęgę. Takie kraje jak Polska, Niemcy, Anglia w herbach mają zwierzęta; we Francji rolę herbu pełni Marianna, której rysów dla popiersi – ustawianych po szkołach i merostwach – użyczają kolejne mieszkanki masowej wyobraźni: aktorki i modelki, Brigitte Bardot, Catherine Deneuve, Inčs de la Fressange. Jak to często bywa, afiszowanie się z symbolami kryje mizerię realnych praw. Francja, mimo Marianny i Wolności prowadzącej lud na barykady, była (i jest) w istocie bardziej macho od wielu krajów europejskich. Prawo wyborcze, tak bierne jak i czynne, dano tam kobietom dopiero w 1944 r. (w Polsce – w 1918 r., w Norwegii – w 1913 r.); jeszcze bardziej kraj pozostawał zapóźniony w równouprawnieniu praktycznym. Aż trudno uwierzyć, lecz do 1965 r. kobieta zamężna nie mogła otworzyć własnego rachunku bankowego ani podjąć pracy bez zgody męża, do 1970 r. prawa rodzicielskie matki były skromniejsze od praw ojca, nierówność praw rozwodowych utrzymywała się do 1975 r., a nawet do ostatnich lat, kiedy zlikwidowano okres tzw. vidouité (inaczej niż mężczyźni, kobiety rozwiedzione i wdowy dopiero po 300 dniach nabywały prawo do ponownego małżeństwa). Żeby temu francuskiemu zapóźnieniu praw kobiet zaradzić, socjaliści przeforsowali w 2000 r. ustawę o parytecie. Nakazuje ona, by partie polityczne wystawiały do wyborów listy przynajmniej w połowie zapełnione kandydatkami. Zwolennicy tego prawa nie tylko zabiegali o równość, ale myśleli o uszlachetnieniu życia politycznego. Dowodzili bowiem, że kobiety – dzięki swym najzupełniej naturalnym cechom – staną bliżej codziennych trosk wyborców, wezmą się za problemy konkretne. Co więcej, samo życie polityczne weszłoby w proces ozdrowieńczy, gdyż kobiety mniej – jakoby – trawi samcza rywalizacja. Polityka nie traciłaby pary na kogucie, jałowe ambicje. Ten śmiały zabieg inżynierii społecznej nie przyniósł spektakularnych rezultatów. Kobieta jako symbol kraju, na poczesnym miejscu – proszę bardzo. Ale już perspektywa władzy dla Ségolčne Royal, przecież realna, budziła wielkie emocje, tak jak do niedawna szanse, przecież duże, Hillary Clinton do Białego Domu. Dość przypomnieć, że w samym środku kampanii wyborczej Ségolčne Royal, jej kolega i rzekomo sojusznik, były premier Laurent Fabius zakpił publicznie: A kto będzie chował dzieci? Kobieta u władzy? Najsławniejsza chyba dziennikarka francuska Christine Ockrent, żona ministra spraw zagranicznych Bernarda Kouchnera, napisała kilka książek o ludziach władzy, w tym o „kobietach, które nami rządzą” (taki w tłumaczeniu był tytuł). W tej ostatniej zadawała pytanie, czy kobieta rządziłaby lepiej, czy też poddana presji władzy, pieniądza i dworu – godziłaby się z odwiecznymi regułami? Ockrent cytuje Fukuyamę, który może nie przewidział trafnie końca historii, ale utrzymywał, iż świat rządzony przez kobiety okiełznałby agresję, przemoc i dziką konkurencję. Czyżby anielskie teorie feministyczne miały więc jakieś podstawy? „Rzeczywistość musiałaby dostarczyć jeszcze dowodu” – zastrzega autorka, a z jej książki warto wynotować dwa przykłady. Margaret Thatcher, premier Wielkiej Brytanii przez ponad 11 lat, przeszła do kronik jako synonim stanowczości (twierdziła że każda kobieta, która prowadzi dom i trzyma kasę, wie lepiej od innych, jak administrować krajem). Prezydent Mitterrand, który umiał patrzeć na kobiety, mawiał, że „to jedyny mężczyzna w brytyjskim rządzie” i oceniał, że ma ona „oczy Kaliguli i usta Marilyn Monroe”. Pewien kanadyjski parlamentarzysta pozwolił sobie na niewybredny żart: pani Thatcher dlatego nie może nosić minispódniczki, gdyż „she’s got balls...”. W Londynie powtarzano to bez końca, a pani Thatcher przyjmowała żart jako komplement. Co najmniej dwa wielkie starcia (dosłownie) potwierdzają jej zdecydowanie: złamanie oporu strajkujących górników oraz wojna o Falklandy. W opisie pani kanclerz Niemiec Angeli Merkel – „która stawia raczej na kompetencje niż uwodzenie otoczenia” – zwraca uwagę nieznany szczegół: na jej biurku stoi wizerunek w srebrnej ramce. Fotografia męża czy kogoś z rodziny? Nie, grawiura przedstawiająca Katarzynę Wielką, potężną carycę Rosji, zaprzeczenie łagodności, zresztą krajankę Angeli Merkel, bo księżniczkę askańską. Ockrent zapewnia, że z tą grawiurą pani kanclerz się nie rozstaje. Czy ceni w niej symbol więzi rosyjsko-niemieckich, czy siłę charakteru, czy po prostu powinowactwo regionalne? Nie wiadomo. „Ludzi nie obchodzi, czy ich przywódca jest mężczyzną, czy kobietą, tylko czy może dla nich coś zrobić” – mówi Merkel. Jeśli jednak tak, to czemu tyle emocji przy kandydaturach Royal czy Clinton? W ocenie tej ostatniej można polegać na opinii Carla Bernsteina, autora wydanej także w Polsce obszernej biografii tej „kobiety wyjątkowej w historii Ameryki”. Otóż Bernstein jest przekonany, że swój wybór na stanowisko senatora Nowego Jorku Clinton zawdzięcza „tournée słuchania”: cała jej kampania 2000 r. nie była wcale emanacją siły i ambicji kierowania, lecz wręcz przeciwnie, dzisiejsza sekretarz stanu dbała tylko o to, by nikogo nie urażać, i wyborcom mówiła to, co pragnęli usłyszeć. Nawet przez pierwszy rok w Senacie przedłużała to tournée, przynosiła kawę kolegom, pamiętała, który ją pije ze śmietanką, i odnosiła filiżanki. Szeroką próbą psychologiczną dysponowała także Anita Werner z TVN, która przeprowadziła kilkanaście długich wywiadów z kobietami-politykami w telewizyjnym cyklu „Dama Pik”. Wyciąga z tego cyklu trzy spostrzeżenia: 1. że każda z tych kobiet przeżyła zwycięsko trudną próbę (na przykład Julia Tymoszenko – więzienie, Vaira Freiberga – emigracyjną biedę i start od zera), co stworzyło postaci zahartowane; 2. że uderzała ich pracowitość, gdyż chodziło także o matki i żony, które nie zaniedbywały „drugiego etatu”, a przy tym nie próbowały kreować się na mężczyznę, nie zatracały też kobiecości, były zadbane i eleganckie; 3. cechą wspólną było ciepło i serdeczność, którymi potrafiły zjednywać sobie ludzi. Na uwagę o pani Thatcher (patrz wyżej) Werner odpowiada, iż kobieca natura w miłych stosunkach z otoczeniem nie wyklucza twardości i zdecydowania. Mężczyźni o tym wiedzą. – Ironia historii – mówi Christine Ockrent. – To konserwatysta Nicolas Sarkozy zburzył zwyczaje własnego obozu, narzucając w rządzie liczne kobiety (prawie połowę), z których część nie była posłankami, a nawet wyszła z mniejszości etnicznych (Rachida Dati, Rama Yade). A na lewicy o przywództwo rywalizują dwie kobiety z partii, której listy wyborcze tradycyjnie pozostają typowo macho. Przykład skandynawski Daleko jeszcze do rządów kobiet. Ale przykład skandynawski skłania nas do pytania: jak to się dzieje, że kraje prowadzące w licznych sondażach harmonii i dobrobytu, mają również najwyższą relatywnie pozycję kobiet w świecie? W peryferyjnej i przez wieki nieokrzesanej Skandynawii równouprawnienie powinno być z pozoru ograniczone góra do nordyckiego odpowiednika słynnego die drei K, kościoła, kuchni i kołyski. Tymczasem stało się zupełnie odwrotnie, co widać szczególnie w Finlandii, zwłaszcza na tle Europy Południowej: Finki już w średniowieczu zdobyły prawa ekonomiczne, na które inne Europejki czekały do czasów nowożytnych. To fińskie kobiety pierwsze na świecie zostały posłankami. Nie byłoby równouprawnienia w Skandynawii, gdyby nie tamtejszy klimat. Patriarchat w mrozie i długich nocach nie ma szans. To stąd wzięła się tak wyraźna obecność kobiet w „Kalevali”, narodowym eposie Finów. Do czasu upowszechnienia systemu ubezpieczeń społecznych, urlopów macierzyńskich i dodatków rodzicielskich skandynawski mężczyzna, właściciel małego gospodarstwa, nie mógł pozwolić sobie na samodzielne utrzymanie żony i przychówku. Owszem, on był głową rodziny, ale musiał zdać się także na pracę kobiety. Oprócz klimatu, Finki swoją pozycję zawdzięczają także zaborcom. Szwedzi, którzy kolonizowali pogańską Finlandię, pozwolili wdowom na rozporządzanie własnym majątkiem – nie dlatego, by sprzyjali feminizmowi, lecz by osłabić więzy rodowe: wcześniej podbici Finowie unikali topnienia rodzinnych kapitałów, bo wdowi majątek trafiał pod zarząd męskich krewnych męża. A teraz wdowy były na swoim. Jeszcze lepiej Finki – co z polskiej perspektywy może wydać się co najmniej podejrzane – wspominają cara Mikołaja II i jego eksperymentalną zgodę na uznanie praw wyborczych kobiet. Po rewolucji 1905 r. obywatelki Wielkiego Księstwa Finlandii, czyli liberalnej wersji Królestwa Polskiego, mogły być wybierane do nowo utworzonego parlamentu prowincji. Musiało jednak minąć prawie sto lat, by wybór Tarji Halonen na prezydenta rozpoczął erę dam stanu w fińskim życiu publicznym. Tamte wybory nazwano „trzy na jednego” – oprócz Halonen, ówczesnej szefowej dyplomacji, o prezydenturę ubiegała się jeszcze była minister obrony, długoletnia przewodnicząca parlamentu oraz były premier. Halonen wiosną 2003 r. wspólnie z Anneli Jäätteenmäki stworzyła pierwszy na świecie kobiecy duet prezydent–premier. Gabinet Jäätteenmäki okazał się jednak bardzo efemeryczny, przetrwał 55 dni i upadł w atmosferze skandalu. Pani premier jest teraz posłanką do Parlamentu Europejskiego, pani prezydent najpopularniejszym politykiem w kraju, a Rittę Uosukainen, inną fińską polityk dużego kalibru, do niedawna przewodniczącą parlamentu, pamięta się za sprawą skandalizującej autobiografii „Drgający płomień”. Autorka opisała w niej swoje relacje z mężczyznami – sponiewierała kolegów z rządu, ministra kultury nazwała żmiją, szefa MSW – pozbawionym skrupułów, szefa dyplomacji – łgarzem i ujawniła zażyłość łączącą ją z mężem, tajemnice ich alkowy i wspólnego łóżka wodnego. Rzecz jasna, książka stała się bestsellerem. I sukcesem politycznym. Obeszło się bez skandalu i procesów sądowych! Co więcej, wzrosła popularność samej Uosukainen, ulubienicy tabloidów, damy każącej czesać się na wzór Margaret Thatcher, która potrafi szokować z wdziękiem i promiennym uśmiechem. Także jej mąż był w siódmym niebie. Nic zatem dziwnego, że w lutym „Six Degrees”, wydawany w Finlandii angielskojęzyczny magazyn, pisał ręką mężczyzny, że stereotypowy obraz milczkowatych mieszkańców Finlandii, którzy o wiele lepiej czują się w lesie niż w mieście, sprawdza się w odniesieniu aż do połowy społeczeństwa. Konkretnie do fińskich mężczyzn. Gruby sufit O ile w polityce Finki przełamały już wszystkie bariery, to wciąż nie udało im się przebić w biznesie. Fiński rząd co prawda w większości składa się z pań, ale w dziesięcioosobowej radzie dyrektorów Nokii, symbolu nowoczesnej Finlandii, są prawie sami mężczyźni. W Norwegii nie czekano i w 2004 r. ustawowo zadekretowano równouprawnienie. Odtąd i panie, i panowie mają zarezerwowane przynajmniej po 40 proc. miejsc w kierownictwach spółek państwowych. Rozwiązanie niby dobre, ale okazało się, że norweski rynek pracy nie był na aż taką zmianę przygotowany. Nie tylko ze Skandynawii płyną mało krzepiące wiadomości dla kobiet interesu; podobnie z USA. W takich prestiżowych gremiach jak Forum w Davos, Komisja Trójstronna czy Klub Bilderberg, niesłusznie zresztą uchodzących za jakieś światowe mafie, kobiet jak na lekarstwo homeopatyczne. Z zeszłorocznego zestawienia pięciuset największych amerykańskich firm magazynu „Forbes” wynika, że panie zarządzają tylko dwunastką dużych przedsiębiorstw. Czyżby panowie – zgodnie z zasadą, że kto ma pieniądze, ten ma władzę – celowo ograniczali dostęp kobiet do stanowisk w wielkich firmach? Dlaczego ambitne i w niczym nie ustępujące mężczyznom kobiety nie wskakują na najwyższe szczeble, tylko kończą kariery jako wice? W latach 70. niewidoczne przyczyny, które sprawiają, że panie wiecznie pozostają drugie, opisano jako szklany sufit. Alice Eagly i Linda Carli, autorki książki „Przez labirynt: prawda o tym, jak kobiety zostają przywódcami”, piszą, że kobiety nie mają co liczyć na awanse, bo nie mają czasu na... spotkania towarzyskie. To na nich – a nie na zebraniach w godzinach pracy – zapadają kluczowe decyzje o przyszłości firmy. Zwłaszcza te personalne. Pokonać mężczyznę Nawet jeśli kobiety już znajdą czas i wyrwą się z kolegami po pracy, to zazwyczaj i tak skazane są na typowo męskie zajęcia. Przed paru laty głośna była sprawa sądowa przeciw sieci sklepów Wal-Mart, największemu przedsiębiorstwu w USA. Wytoczyła ją menedżerka, która usłyszała, że w Wal-Marcie nie ma żadnych szans na awans, bo ani nie poluje, ani nie wędkuje. Sąd ustalił, że kierownictwo koncernu integrowało się polując na przepiórki, a niżsi rangą bawili się w klubach ze striptizem i fascynowali futbolem amerykańskim. No dobrze, ale z drugiej strony autorki błyskotliwych sukcesów w biznesie i polityce rzadko wspominają o potrzebie zmiany reguł i ani myślą być rzeczniczkami kobiet niespełnionych zawodowo. Nie wzywają do akcji tłuczenia szklanych sufitów. Skoro my je przebiłyśmy – mówią – i pokonałyśmy mężczyzn według męskich zasad, to dlaczego inne kobiety nie miałyby sobie poradzić? Ano dlatego na przykład, że jak zauważyła aktorka Glenda Jackson wybrana do Izby Gmin, jest tam wprawdzie strzelnica (dla rozrywki posłów), ale nie ma żłobka, który ułatwiłby życie posłankom. Azjatycka wspinaczka po nazwisku Nie brakuje pań na szczytach polityki w Azji Południowej, gdzie o kobiecie na urzędzie decyduje nazwisko, wierność rodzinie i - co najważniejsze - brak męskich konkurentów, najczęściej braci. Jak w Birmie, gdzie sumieniem opozycji jest Aung San Suu Kyi, córka bohatera walk o niepodległość, czy Bangladeszu, którego życie polityczne zdominowały obecna szefowa rządu Szejk Hasina Wajed, córka pierwszego prezydenta kraju, oraz Chaleda Zia, wdowa po innym prezydencie. Lista Azjatek, które odziedziczyły stery rządów po ojcach i mężach, jest dłuższa: pierwszą kobietą premier na świecie była Sirimavo Bandaranaike, żona zamordowanego premiera Cejlonu. Przez prawie 20 lat stała na czele cejlońskich, później lankijskich gabinetów, rządziła nawet wspólnie ze swoją córką prezydentem. Pakistan miał Benazir Bhutto (córka obalonego prezydenta, wdowiec po niej też jest teraz prezydentem), a Indie Indirę Gandhi, jedyną córkę Nehru. W Indonezji wierna rodzinnym tradycjom pozostała Megawati Sukarnoputri (jej ojcem był Sukarno), na Filipinach Corazon Aquino (wdowa po prezydencie) i obecna filipińska prezydent Gloria Arroyo, córka innego prezydenta. Panie na południu Azji nie zawsze wspinały się po nazwisku. Zasada ta nie zadziałała w przypadku Pratibhy Patil, od lipca 2007 r. prezydent Indii. Urząd to wyłącznie ceremonialny, ale obsadzany w drodze w pełni demokratycznych wyborów.
przyznanie praw wyborczych kobietom we francji